Najpierw było tak:
... czyli czarna nuda. Trochę papierków, tusze, maszyna i bordowa nić, odrobina kleju oraz igła i ciut muliny, a okładka ożyła:
Sznurek i guziki nadały jej trójwymiarowości a haft delikatności. To była niesamowicie przyjemna robota! :o)
I jeszcze kilka szczegółów:
Chyba przyjemniej jest nosić w torbie kalendarz z kwiatową okładką, prawda? :o)
Mmmm... sama słodycz! Piękny! A jaki oryginalny.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie milej będzie się do takiego kalendarza zaglądało :)
OdpowiedzUsuńPiekna jest !!!
OdpowiedzUsuńNo pewno, że tak ładniej, przyjemniej i w ogóle... super okładka !
OdpowiedzUsuńŚliczny!!!
OdpowiedzUsuńŚwietna metamorfoza :)
OdpowiedzUsuńjest taki prześliczny że ja bym go nawet do torby nie chowała :)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie - kalendarz jest przepiękny ><"
OdpowiedzUsuńprawda;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie po wyróżnienie
OdpowiedzUsuńMój kalendarz też mógłby się tak ładnie zamienić!
OdpowiedzUsuńfajnie, że się Wam podoba, dziękuję za miłe słowa :o)
OdpowiedzUsuńPiękna kolorystyka. Patrzę i patrzę i nie mogę przestać :o)
OdpowiedzUsuńdziękuję, Middia :o)
OdpowiedzUsuńPrzepiekna ta okladka! Ja bym sie bala do torby wkladac, bo w mojej by sie zniszczylo.
OdpowiedzUsuńŁadne
OdpowiedzUsuńFantastyczny kalendarz... :)
OdpowiedzUsuń