Z wczorajszej wizyty na działce moich rodziców wróciłam z dużym pojemnikiem różnych owoców. Część zjedliśmy na surowo, ale znakomita większość wylądowała w wypiekach.
Najpierw upiekłam szybkie i łatwiutkie ciasto z różnymi owocami, delikatny spód, warstwa owoców, a wierzch z kakao:
Jako drugie wyciągnęłam z piekarnika muffinki, głównie z porzeczkami białymi i czarnymi, ale dorzuciłam też borówki i truskawki:
I wreszcie sedno owocowej uczty - crumble: gruba warstwa truskawek, wiśni, borówek, agrestu i porzeczek, a na to kruszonka! Po 25 minutach piłam kawę i pałaszowałam to "niebo w gębie" :o)
A na deser były ... czereśnie! :o))) Takie duże:
Pychota!
psss... Ania z po-nitce, jeśli tu zaglądasz, to własnie takie czereśnie zapomniałam zabrać z warzywniaka ;o) I jak tu po nie nie wrócić?
jakie pyszności ^^
OdpowiedzUsuńdzięki! :o)
Usuń:) oooo, po takie czereśnie to też bym na pewno wróciła! :) A teraz to się zastanawiam na co rzuciłabym się w pierwszej kolejności z tych Twoich owocowych smakołyków... chyba jednak crumble :) oczywiście z kawką :)
OdpowiedzUsuńTold U! ;o)
Usuńno i fakt, crumble z łyżką śmietany rządzi!
Mmmm... az mi slinka pociekla :)))
OdpowiedzUsuńAle mi smaku narobiłaś!!!!
OdpowiedzUsuń